Piotr Spyra rockarea.pl (8.5/10)

Wyczekiwałem na ten album wiele lat. Przypuszczam, że jeśli jesteście muzycznymi odkrywcami, a muzyka progresywna nie jest wam obca, ta nazwa może kołatać się w waszej świadomości. ANIMATE zarejestrowali wcześniej kilka utworów w postaci EPek. Minęło kilkanaście lat zanim materiał na długograja ujrzał światło dzienne. Zresztą na płycie znalazły się również nowe wersje tamtych kawałków. Przyznać muszę od razu że debiutancka pełna płyta ANIMATE jest to produkcja ze wszech miar plastyczna. Nie mowa tylko o muzyce, ani nawet o kapitalnej oprawie graficznej wydawnictwa. Sam rzut oka na spis utworów, w mojej głowie zaczął malować wzory niczym mróz na szybie. Jeszcze nie odpaliłem pierwszego kawałka “Threshold” a, już zastanawiałem się, czy będzie miał coś wspólnego z zespołem o tej nazwie. Zresztą już parę sekund później kołatać zaczęły się myśli za sprawą bezpośrednich lub luźnych skojarzeń związane z nazwami takimi jak Saga, Sylvan, Fates Warning i Dream Theater. Cóż, pułapka umysłu, w którą sam się zapędziłem.

Ale co najlepsze, kiedy zdołałem się nakręcić, sama płyta nie ostudziła tego wrażenia. Siedem kawałków, trzyma poziom od pierwszego do ostatniego dźwięku. Nie ma tu dłużyzn, ani mielizn. Zespół nie postawił sobie za punkt honoru bicia progresywnych rekordów, a dzięki temu otrzymujemy zwarte kompozycje, oparte na niebanalnych rytmach i z masą przyjemnych melodii. Wypada zacząć od soczystej sekcji, która szczególnie urokliwie brzmi kiedy wysunięta bywa na pierwszy plan. Jeśli chodzi o gitary, to zarówno riffy, jak i solówki trafiają w mój gust. Bywa ciężko i ambitnie, ale nie zabrakło też polotu i melodii. Wokalizy z kolei są elementem bardzo pasującym do całości. Raczej nienachalne linie melodyczne, bez karkołomnych górek czy technicznych sztuczek, ale całość ma pewien potencjał, bo przy kolejnym z przesłuchań byłem w stanie nucić sobie fragmenty kolejnych utworów. Wrażenie robią też chórki, szczególnie ten motyw wieńczący ostatni track. Całość osadzona jest w porządnym brzmieniu, ale to nie ulegało wątpliwości jeśli w creditsach wyczytamy “ZED”. Miałem w planie wymienić pod koniec ulubione kawałki, ale wynotowałem sobie patenty warte wspomnienia z każdego utworu, a nie przepadam ze recenzjami typu track-by-track. Pozostawiam więc taki ranking każdemu z was.

Jeśli całość miałbym na szybko zarekomendować, tak na wprost, bez zbędnych wycieczek stylistycznych, “Infinite Imaginations” kojarzy mi się najbardziej klimatycznie, melodycznie, z środkowym okresem twórczości FATES WARNING, powiedzmy z okresu Disconnected – FWX. Oczywiście wpływy innych tuzów gatunku słychać tu i ówdzie, a pierwsze skojarzenia, nie w każdym przypadku zwiodły na manowce. Jako że zacząłem poruszać się momentami w plastycznej nomenklaturze, wspomnę że wpływy, inspiracje, podobieństwa czy wspomniane skojarzenia, są bardziej jak plamy. ANIMATE w żadnym razie nie próbuje być kalką swoich idoli.

Co ważne, ten materiał nie nudzi się nawet podczas kilkukrotnych maratonów. Zdarzyło mi się słuchać tej płyty nawet cztery razy pod rząd. Jakoś mi nie przechodzi… Wprawdzie mamy za sobą sześć miesięcy bieżącego roku, ale upatruję w tej pozycji murowanego kandydata do rocznych podsumowań.

8,5/10 Piotr Spyra

żródło: www.rockarea.pl

8,5/10
8.5/10