Gabriel Koleński progrock.org (5/5)

Raczej nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych płyt w polskim metalu progresywnym. Pierwszy raz usłyszałem Animate w 2017 roku na festiwalu w Toruniu. To był jeden z najlepszych koncertów tamtej edycji imprezy. Już wtedy mówiło się o debiutanckiej płycie tych sprawnych, bo i mocno doświadczonych muzyków. Z różnych przyczyn, musieliśmy czekać aż do 2021 roku, by album „Infinite Imaginations” wreszcie ujrzał światło dzienne. Na okładce znajduje się rok 2019 i nie jest to przypadek. Płyta już wtedy była gotowa, ale nie udało się jej wydać. W międzyczasie posypał się ówczesny skład, dlatego można śmiało uznać, że debiutancki krążek Animate zamyka pewien okres w działalności zespołu.
Nie wnikam w przyczyny zmian w składzie (szeregi grupy opuścili wokalista Robert Niemiec i perkusista Sebastian Jezierski), ale od strony czysto muzycznej, panowie brzmieli razem doskonale! Dotyczy to zarówno znakomitych koncertów, jak i pracy w studiu, co bardzo dobrze dokumentuje zawartość „Infinite Imaginations”. Animate realizuje się w klasycznym metalu progresywnym, inspirowanym w podobnym stopniu twórczością Rush (wystarczy spojrzeć na nazwę zespołu…), co klasyków gatunku z Dream Theater, Threshold czy Fates Warning na czele. Nie ukrywam, że taka odmiana prog metalu przemawia do mnie znacznie bardziej niż współczesne kapele grające bardzo nowoczesną i doskonale brzmiącą, ale bezduszną muzykę bez wyrazu.
Emocji na „Infinite Imaginations” zdecydowanie nie brakuje. Duża w tym zasługa wokalu Roberta Niemca, który śpiewa z ogromnym zaangażowaniem. Robert dysponuje mocnym, dość wysokim głosem, ma też sporo okazji do zaprezentowania swoich umiejętności. To już z kolei zasługa kompozycji i odpowiedniego zaaranżowania utworów. Panowie zrobili to jak najbardziej z głową, nie ma mowy o nudzie, ale na szczęście udało się też uniknąć efektu „przegadania”, na płycie nie ma jednego zbędnego dźwięku. To, co od razu zwraca na siebie uwagę w twórczości Animate, to doskonała praca mocno rozbujanej sekcji rytmicznej (oprócz Sebastiana, tworzy ją lider grupy, basista Przemek Skrzypiec). Najlepiej opisują ją starosłowiańskie określenia, takie jak „groove” i „feeling”, bo zespół znakomicie wyrobił sobie jedno i drugie. Ostatnim elementem składowym muzyki zespołu jest gra gitarzysty Marcina Treli. Marcin ma zarówno doskonałą rękę do riffów (chyba najlepiej słychać to w zbudowanym na kilku różnych „A Web Of Madness”, ale też w „Threshold” czy „Still Water”), jak i do ciekawych, czasem nieoczywistych solówek („Threshold”, bardziej rozbudowane w „Still Water” i mini suicie „Pleasant Addiction”). Utwory, które zapamiętałem z koncertów jako najbardziej porywające, również na płycie okazały się jaśnieć najmocniejszym blaskiem – „Threshold”, „Ghostmaker” i „Back To Cold”.
Osobiście, ogromnie cieszę się, że ostatecznie udało się zespołowi wydać „Infinite Imaginations”. Szkoda by było, gdyby ten materiał nigdy nie ukazał się fizycznie. Album jest kompletny, wszystko się na nim zgadza i współgra ze sobą – od tytułu, przez fantastyczną okładkę projektu Sebastiana Jezierskiego, po pasujące do całości teksty i przede wszystkim znakomitą muzykę. W metalu progresywnym powiedziano już chyba absolutnie wszystko, dlatego zaproponowanie w tym gatunku muzyki porywającej i brzmiącej świeżo jest bardzo trudne. Animate ta sztuka udała się. Tak jak napisałem wcześniej, „Infinite Imaginations” jest końcem pewnej epoki w historii grupy i jednocześnie otwarciem nowego rozdziału, w innym składzie i oby niedługo z nowym materiałem. Zespół ma ogromny potencjał i liczę na to, że jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Gabriel Koleński

żródło: www.progrock.org

5/5
5/5